piątek, 30 grudnia 2016

Plusk!

   Moi drodzy, mamy sporo zaległości w aktualizacji bloga. Jak na fejsbuniu jeszcze jako-tako to idzie, bo z telefonu łatwo, to tutaj coś skrobnąć ostatnio brakuje czasu. Bo tak to jest, jak sobie mamusia podyplomówkę wymyśliła, a nie ogarnia rzeczywistości bieżącej.
   Z nowości tak na szybko - katar Tomisław miał okropnie męczący kiedyś tam, a potem szła lewa górna jedynka. Tak się zastanawiam, czy tego nie powiązać ze sobą, bo w sierpniu było  podobnie. A swoją drogą, to dopiero czwarty ząb, ale sądząc po zachowaniu Tomka, chyba najgorzej go przechodził. 29. grudnia odkryłam ząb nr 5. Całkiem przynajmniej do połowy wyjdziony. Szok. Prawa górna (chyba) piątka. Dwa szoki. Odkrycie roku, na miarę odkrycia Ameryki.
Powiązuję więc oba zęby, chyba dlatego był tak męczący i niemożliwie zmierzły. A odkryty może byłby wcześniej, gdyby dał sobie jaśnie pan cokolwiek w dziubie pogmerać (trochę wbrew jego woli, ciocia na WWR podotykała i 'coś' wyczuła).
   Mam nadzieję, że w najbliższym czasie zrobimy sprawozdanie z grudnia. A tymczasem... ;)
 
Obiecałam coś o naszym pływaniu. Dawno temu, gdy zaczynaliśmy się spotykać z ciocią Asią od rehabilitacji, wspomniała nam, że prowadzi w soboty zajęcia na basenie. Matka się napaliła i stwierdziła, że od września Tomek też i koniecznie i w ogóle. Bo jak zaczniemy od małego, to nie będzie z niego taka dupa wołowa jak ze mnie, która w wieku 7/8 lat udawała (na nauce pływania ze szkoły) i rękami po dnie chodziła. Się okazało w naszym przypadku, że jednak od października, bo usuwaliśmy kuleczkę przy uchu i musiało się trochę pogoić.
Genów chyba jednak nie da się oszukać. Dziecko nasze na pierwszych zajęciach przykleiło się do ojca jak kleszcz. I tak, aż do ostatnich zajęć. Wcale mu się nie uśmiechało, że może bezkarnie chlapać wodą. Jej nadmiar go przerażał, nieważkość też, szum też, ludzie wokół też. A niechby tak tata wpadł na pomysł i próbował obrócić go przodem do świata! Sztywny jak kij od miotły i dla ratunku trzeba było trzymać się własnych stóp. Nie dawaliśmy jednak za wygraną i dziecko na basen chodzić musiało. Bywało lepiej, bywało średnio. Do końca tury jesiennej nie potrafił się jednak rozluźnić i czerpać przyjemności z zabawy w wodzie. Trochę z zazdrością spoglądałam na mniejsze dzieciaki, które w nosie mają to, że pod nogami ziemi nie czują i pluskają się w radością. U Tomka proces adaptacji trwał o wiele, wiele dłużej. W sumie to nie zdążył się zakończyć, a skończyliśmy chodzić na zajęcia. Myślę, że tygodnia na tydzień byłoby coraz lepiej - i może za 2 lata zacząłby chodzić tam z przyjemnością ;-) Z czasem nadal bał się braku gruntu pod nogami i był spięty, ale dawał się już bez większego wysiłku (z naszej strony) odwracać przodem do innych uczestników. Można też było go posadzić na macie i zaśpiewać z innymi piosenkę, a deska do pływania okazała się jego wielką i najlepszą przyjaciółką. Największe emocje - chyba u każdego z rodziców - budziło nurkowanie, które zaplanowane było na dwa ostatnie zajęcia. Jak rzekła ciocia Asia - "dzieci są gotowe, rodzice nie" ;-) Całkiem możliwe. Jeśli natomiast zdecydowaliśmy się, że zapisujemy Tomka na takie zajęcia, a nie inne, to z pewną dozą zaufania do prowadzących. Myślałam, że będzie płacz i zgrzytanie zębów, jednak okazało się, że Tomisław całkiem świetnie jest do podwodnej zabawy przygotowany, co zobaczyć można tutaj i poniżej :) Niestety z przyczyn brakowości czasu musieliśmy zrezygnować. Do następnego września mam nadzieję :) Bo jednak poranny sobotni basen + mamina szkoła jednocześnie to nienajlepszy pomysł był.

Dlaczego pływanie dla niemowląt?
Wydawać by się mogło, że jest to bardzo niebezpieczna forma aktywności. Zapomina się jednak, że maluch przez 9 miesięcy w maminym brzuchu przebywał w środowisku wodnym. Do ok. 6 m.ż. dzieciaki posiadają naturalny odruch pływania, zamykają buzię w wodzie, więc dlaczego by tej umiejętności nie wykorzystać i nie doskonalić? Są dzieciaki, które oswajać muszą się dłużej, inne wskakują do wody bez najmniejszych problemów. Poza tym, dzieciaki nie czują strachu, nie wyprzedzają myślami 'co się stanie, gdy...', więc nie mają takich oporów przed nowościami jak my, stare dupska (patrz - maluchy uczące się jeździć na nartach; gdy widziałam po raz pierwszy ich luz, aż mnie ciarki przeszły).
Wbrew pozorom zajęcia w wodzie hartują i wzmacniają układ odpornościowy. Ponoć mniej jest przeziębień, a astmatykom i alergikom zaleca się ten rodzaj aktywności (rozszerzenie oskrzeli i dotlenienie organizmu).
Podczas zajęć na basenie buduje się silną więź emocjonalną, maluch musi obdarzyć rodzica całkiem sporym zaufaniem, a rodzic poczuciem bezpieczeństwa (nowe miejsce, szum wody, nowi ludzie).
Rozwija się również sfera społeczna - uczymy dzieciaki przebywania w nowym otoczeniu, w grupie, nawiązywania relacji. Oprócz tego, z mojego 'przedszkolnego' punktu widzenia, mobilizujemy dzieciaki do pokonywania własnych słabości i trudności, do podejmowania wyzwań, do oswajania się z sukcesem, ale i porażką. Wsparcie, jakie otrzymują od rodziców, wiara w ich umiejętności owocuje w późniejszym życiu.
Dla mnie istotną zaletą był wpływ na rozwój fizyczny - potraktowałam tę aktywność, jako dodatkową rehabilitację dla Tomka. Pół godziny w wodzie to dla malucha nie lada wyczyn, który stymuluje jego rozwój ruchowy, koordynację, równowagę oraz wzmacnia mięśnie i stawy (co dla Toma ma ogromne znaczenie). Zapobiega też ryzyku powstania wady postawy (poprzez wzmocnienie mięśni pleców) oraz wyrabia nawyk potrzeby aktywności fizycznej.
Oczywiście nie dla wszystkich pływanie jest zalecane, a przed zapisaniem dziecka na zajęcia należy skonsultować się z pediatrą. W naszym przypadku rozmawialiśmy jeszcze z kardiologiem, ponieważ jest to duży wysiłek dla 'serduszkowego' organizmu.
Minusem uczęszczania na basen może być łapanie infekcji czy podrażnienie skóry. Warto zorientować się jak dba się o czystość wody w danym ośrodku. My zostaliśmy zapewnieni o czystości od zaufanej osoby- cioci Asi - woda filtrowana całą noc, czysta i ciepła. Wiele na temat pływania niemowląt, zaleceń, plusów i minusów (tych jakby mniej) można wygooglować, więc się nie będę kopiować.
U Tomka reakcji niepożądanych (prócz strachu) nie stwierdzono, dlatego mam nadzieję, że damy radę na zajęcia wrócić. I polecamy! Szczególnie Żółwika Zielonego w Tychach :)