sobota, 27 lutego 2016

We did it!

   We wrześniu zeszłego roku była przepiękna pogoda. Chcieliśmy na jeden dzień pojechać w góry. Zaplanowaliśmy sobie to z piątku na sobotę. W sobotę rano Magdalenę rozłożyło. Za tydzień rozłożyło Tomasza i wylądowaliśmy na 5-dniowych wakacjach na Ligocie. Odebrać nas miał ojciec Adam, ale na sam koniec i jego rozłożyło.
A potem był październik i też piękna jesienna pogoda, ale była też operacja Tomisława i w sumie też wakacje ligockie.
Potem było chuchanie i dmuchanie na niego.
Potem listopad i kolejne odwiedziny na Ligo, bo dostał zapalenia oskrzeli.
Grudzień był pierwszym miesiącem bez choroby i szpitala.
Styczeń rozpoczęliśmy kolejnym zapaleniem oskrzeli, tym razem bez pobytu w szpitalu, jednak z wizytą na SORze.
Mam nadzieję, że luty mamy szansę skończyć bezchorobowo (chociaż jakieś furczenie w nosie słyszane ostatnio było).
   Na pewno jednak po pół roku wielkich planów UDAŁO się! Udało się wyjechać na ułamek dnia! Szybka decyzja rano i zapakowaliśmy się do przeukochanego przez męża samochodu marki niemieckiej! Dziecko zasnęło prawie natychmiast, a my w drodze zastanawialiśmy się DOKĄD? Było tyle możliwości! W ogóle wyjechaliśmy! W przeciwnym kierunku niż Katowice i Tychy! WOW! No i kombinujemy: Ustroń-Cieszyn-Ustroń-Cieszyn? Ustroń. A może jednak Cieszyn? Ok. Nie, może raczej Ustroń. Dobra, Cieszyn.







Spacerkiem po okolicach. Dziecko śpi i nie wie o bożym świecie. Tata się wydygał, że nie mamy żadnego dowodu na Tomka, że to nasze dziecko, więc wizyta po czeskiej stronie przeszła mi koło nosa. Tomek miał jeść, więc idziemy do przecudownej meksykańskiej knajpy - najlepszej! Zamknięte, czynne od 12. Bar mleczny po drodze - okazało się, że bardzo dobre kotlety podają za 12zł. A podgrzanie obiadku dla dziecka gratis. Zjadł go w tempie ekspresowym - tata też. A potem, Tomuś stwierdził, że koniecznie należy zmienić pampersa. Życzyliśmy smacznego gościom w stolikach obok.



Meksykańska knajpa zaliczona być musiała, więc po kolejnym spacerze już była otwarta. Słodkie na deser musiało być. "Marlenka" smakowała wybornie, na burito i sałatkę taco miejsca nie było po obiedzie. Na odchodne dowiedzieliśmy się, że knajpa czynna będzie tylko do końca marca. Koniec świata. Więc jeśli będziecie w marcu w Cieszynie to koniecznie tam zajrzyjcie, póki jeszcze czas!
Na koniec szybka wizyta u cioci i dziadków.



Pojadłem, popiłem, można wrócić do domu.
Dobry reset nie jest zły.

środa, 24 lutego 2016

Orzeczono, iż...

A wiecie co, dziś dostaliśmy pismo, w którym oficjalnie stwierdzono, że Tomek jest niepełnosprawny! 
Ale tylko do 2018 roku - potem to już chyba będzie pełnia zdrowia, sprawności, dodatkowy chromosom zniknie, a po operacji serca nie będzie śladu. 
No. 
Bąbelki! :) 

Happy b-day! ;)

A wiecie, wczoraj było podwójne święto! :)
Ciocia miała urodziny i mi stuknęło 8 miesięcy! :)


niedziela, 21 lutego 2016

HaHaHa!

Taka niespodzianka na noc - przy czytaniu bajki pierwszy raz spróbował się zaśmiac na głos :) teraz to już może ruszy ;)
Btw, mój supernowoczesny, megawypaśny i przemądry telefon nie ogarnia szybkich zdjęć tomkowych i są rozmazane. Albo to Tomasz jest za dobry na ten aparat ;p

sobota, 20 lutego 2016

Doskonale!

   Jednym z zaleceń lekarzy oddziału neonatologicznego w Rudzie Śląskiej była konsultacja z audiologiem po 2 miesiącach. Przesiewowe badanie słuchu wykonane w szpitalu wykazało u Tomka potrzebę kontroli (nieprawidłowy wynik/czynniki ryzyka - u nas zD), a do książeczki zdrowia dostał żółtą wklejkę. Dzieci zespołowe mają często zwężone kanaliki słuchowe, w uszkach może zbierać się płyn, który przeszkadza w prawidłowym przewodzeniu dźwięku (to tak m.in.).
   Polandia i nasza służba zdrowia - dostań się nieprywatnie do lekarza na określony termin. Pojechaliśmy prywatnie do ośrodka, który organizował moje studia podyplomowe z funduszy unijnych. Przyjęła nas bardzo miła pani doktor. Zajrzała Tomkowi w uszy i stwierdziła, że kanały słuchowe nie są nawet bardzo wąskie.
Otoemisja (rejestracja otoemisji akustycznych przy pomocy monitorowej sondy umieszczonej w kanale ucha zewnętrznego jest nieinwazyjną, obiektywną metodą badawczą, mającą szerokie zastosowanie w diagnostyce audiologicznej. Nie jest badaniem ilościowym stanu narządu słuchu, lecz tylko oceną sprawności mechanicznej receptora słuchu) i tympanometria (polega na badaniu podatności błony bębenkowej na zmiany ciśnienia w przewodzie słuchowym zewnętrznym. Tympanometria jest badaniem obiektywnym. Informuje lekarza o warunkach przewodzeniowych w uchu środkowym oraz pozwala na obiektywną ocenę funkcji trąbki słuchowej. Krzywe tympanometryczne wyznaczane są automatycznie za pomocą tympanometru)* wyszły dobrze. W związku z zespołem dostaliśmy wskazanie do badania BERA (badanie potencjałów wywołanych z pnia mózgu - to badanie polegające na rejestrowaniu i ocenie zjawisk elektrycznych, które powstają po stymulacji bodźcem akustycznym ucha w każdym odcinku drogi słuchowej. Badanie BERA jest to obiektywna metoda oceny progu słyszenia, którą można stosować bez ograniczeń wiekowych zarówno u pacjentów dorosłych jak i u noworodków. Dla dzieci w wieku poniżej 1 roku życia jest to obecnie standardowe badanie, służące do obiektywnej oceny głębokości utraty słuchu. Dzieci te badane są najczęściej we śnie naturalnym, natomiast dzieci w przedziale wiekowym od 1 roku do 4 lat we śnie indukowanym farmakologicznie).

   Zapisaliśmy się na Ligotę (do tej samej pani doktor...) i czekaliśmy od sierpnia do 11 stycznia na wizytę - na której jeszcze raz zajrzała w tomkowe uszy, powtórzyliśmy otoemisję i tympanometrię oraz dostaliśmy dopiero skierowanie. Kolejne czekanie od 11 stycznia do 17 lutego na termin BERA... W końcu nadszedł ten upragniony dzień. Nauczona pamiętnymi próbami i podchodami do EEG, do GCZD pojechaliśmy już o 9 rano - bo przecież w aucie trzeba się wyspać (a, że jest to czas "chwilówki" porannej Tomka, więc popędziliśmy). Tomisław wyspany, ja nie, Agata nie. Poświęca dziewczyna swój feryjny czas i jedzie z nami na posiadówę w szpitalu. No, ale w nagrodę dostała czisa w maku i lekcję zumby :] Tomisław wyspany, zadowolony i macha tymi nogami w wózku. My posiłkujemy się kawą, czekoladą i sucharkami. No weź tu czekaj do 12. Przed 11 Tomek zaczynał odpadać, przejechane 2 metry w wózku na przewijak zaowocowały krótkim odpłynięciem. Od tego czasu koczowaliśmy z dzieckiem na rękach. O 11:20 poszłam się zapytać, czy nie można badania przyspieszyć, bo do 12 nie dotrwamy. Pani puściutko w gabinecie miała, była sympatyczna i akcję pogoniła. Ponaklejała naklejki na Tomka głowę i mogliśmy się bezkarnie usypiać. Ululał się! Teraz w głowie litania, żeby wytrzymał te 20 minut. Udało się! Padł i spał jeszcze pół godziny. Szybka konsultacja u pani audiolog - słuch w normie! :) Rzekłabym nawet, że absolutny i bardzo czuły ;)

W nagrodę Tomek dostał nową wklejkę do książeczki zdrowia - niebieski certyfikat :) A następną kontrolę mamy w październiku.


   Im gorsza pogoda za oknem, tym lepszy humor u Tomka. Dziś obudzony o 7 (wow, pół godziny dłużej spał) w pozycji na brzuchu, wielkim uśmiechem i kontemplacją kropek na ochraniaczu łóżeczka. Chwilę później wszamał kaszkę na dzień dobry i nadal w świetnym humorze bawił się na macie. Zaskakująco spokojny i wesoły był również na rehabilitacji. Bez zbędnych krzyków i, płaczu i buntu bardzo ładnie pracował - i to bez pomocy plastrów na brzuszku :)


   W doskonałym nastroju odwiedziliśmy też dziadków i ciocię Alę i Wojtusia i wujka Mareczka i chłopców i zjedliśmy deserek. O. A potem pojechaliśmy spać do domu. Razem z mamą Tomuś przybił od 14 do 16:30. Mama potwierdza, że smacznie się spało :)
I uwaga, uwaga - pierwszy raz przekulał się sam i bez pomocy na brzuch :) Może wreszcie ogarnie temat ;) Bo biegać już ma ogromne chęci ;)

A śpimy czasem tak:

Udanego weekendu bąbelki! :)

* laryngologia.pl

poniedziałek, 15 lutego 2016

Posypało...

Gorączka była od piątku wieczora do końca soboty. W niedzielę posypało, a dziś jesteśmy już zasypani. Nie, nie śniegiem.
Jutro lekarz.
I mamy nadzieję, że to poszczepienne jest.
A na żywo wygląda, hm - bardziej.



piątek, 12 lutego 2016

In short

Składamy meldunek!

   W środę byliśmy na rehabilitacji u innej cioci z Ośrodka, która ma siostrę z zespołem - ciocia Asia na feriach, pozdrawiamy i mamy nadzieję, że się nie połamała na nartach. Wartościowa rozmowa podczas ćwiczeń została przeprowadzona, paru nowości się dowiedzieliśmy.
   Czwartek w nerwówce lekkiej - mieliśmy spotkanie w Rybniku, z Zespołem ds. orzekania o niepełnosprawności. Czarnowidztwo me przewidywało wymianę zdań z szanowną komisją nt. "z trisomii się nie wyrasta", ale zostaliśmy mile zaskoczeni. Wywiad wywiadem, wyliczyliśmy wszystkich specjalistów, z którymi się spotykamy, opowiedzieliśmy o serduszku. Pani doktor sprawdziła tomkowe napięcie mięśniowe (a raczej jego brak), pochwaliła, że na brzuchu trzyma główkę. Pani psycholog odwaliła papierkową robotę wpisując wszystko w druczek. Zapytała, czy gaworzy (nie, pluje i robi traktorki prrr ostatnio), czy obraca się na brzuch (nad tym ciągle pracujemy, bardzo by chciał, ale zapomina, że nogi też muszą popracować i się poobracać).
- Decyzja przyjdzie do dwóch tygodni pocztą - usłyszeliśmy.
- A jaka jest ta decyzja? - zapytałam.
- No, macie, macie, trudno, żebyście nie mieli - odpowiedziała pani psycholog z lekkim uśmiechem.
Z wrażenia zapomniałam zapytać na ile lat ta niepełnosprawność Tomkowi przysługuje. Dowiemy się niebawem...
I wszystko fajnie, gdyby nie te tłumy w poczekalni, bankowo będzie chory.
   Dnia dzisiejszego odwiedziliśmy panią neurolog. TomTom zdążył wyspać się w aucie w drodze do, w wózku oczekując na wizytę i w samochodzie w drodze z.
"Żywy temperament" - napisała pani doktor. Myślałam, że mi się tylko wydaje, ale jednak. Jakby mógł, to już by gonił. Na razie na brzuchu walczy, próbuje się odbijać nogami i pełzać. Tylko zapomina, że ma ręce. Nie ma czasu zmienić pampersa i najlepiej zrobiłby porządek na przewijaku. Z neurologicznego punktu rozwija się prawidłowo i to nas cieszy.
EEG po 4 próbach możemy sobie na razie darować. Musiałabym prywatnie zawezwać kogoś do domu, bo niemożliwością jest niewyspanie się przez Tomka w aucie, założenie czepka, uspanie w poradni, przyklejenie do głowy 20 elektrod i spanie podczas badania przez 20 minut. Jedna próba cucenia Tomka podczas jazdy na badanie wystarczy, bo i tak nie przyniosła efektu. Gilgotki, grające na full radio, denerwowanie - skończyło się zaśnięciem przy wjeździe na parking i zwracaniem śniadania przez ciocię (cały czas mówię, że na tylnym siedzeniu się źle jeździ). A w przyszłym tygodniu mamy na Ligocie badanie BERA i ciężko się zastanawiam, jak go zmusić do spania dopiero w Katowicach od godziny 12.
Napadów padaczkowych nie zauważyłam. Choć męczy mnie to, bo dla świętego spokoju zrobiłabym to badanie.
   W związku z tym, że dostaliśmy zielone światło od pani doktor na szczepienia, od razu pojechaliśmy do naszej przychodni.
Mamy 6 kilo i 20 gram szczęścia w domu. Szczęście to nasze dostało 3 zastrzyki, płakało bardzo, ale zniosło je dzielnie. W nagrodę dostało słodki deserek i zapadło w sen zimowy na 3 godziny. Aż sprawdzałam, czy oddycha. Szczepionki jednak już dawały popalić. Tomek obudził się na obiad - taki dobry dorsz na parze, a ten gizd nie chciał go jeść - zjadł za mało, więc za godzinę darł się o butlę. Wypił, odbił dwa razy i dostał gorączki. Babcia Gosia z dziadkiem Andrzejem odwiedzili go jeszcze w dobrym momencie jego samopoczucia... Upłakał się i zasnął przed 19. Po 19 gorączka wzrosła do ponad 38 st. Męczył się strasznie, płakał ogromnie, dostał dwa czopki. Śpi. Oby mu to już przeszło.

Raport zakończono.

Dobrego weekendu bąble! :)

wtorek, 9 lutego 2016

Obiad starszaka


Dziś zestaw starszaka. Średnio to wszystko podchodziło niezmieszane w zupce, ale na wredną babę ni ma mocnych, co wypluł dostał z powrotem:D no i zjadł.


czwartek, 4 lutego 2016

Fat Thursday's News

   Tłustoczwartkowe tłuste nowości.

   Z bardzo mocno ze strachu bijącym sercem, po trudnym z tegoż powodu zaśnięciem w nocy i pobudce o 5 przez miałczącego Tomisława, matka z dzieckiem wybrała się na Ligotę. Do kontroli. Kardiologicznej.
Wyjazd zaplanowano na godzinę 7:00, maksymalne opóźnienie mogło wynosić 5 minut. Wychodzi matka z założenia, że lepiej w rejestracji być przed 8, wtedy są mniejsze kolejki - wszędzie (nie wliczam w to stwierdzenie naszej łaziskiej przychodni dla dorosłych oraz Szpitala Okulistycznego na Ceglanej). Opóźnienie wynosiło minut siedemnaście, gdyż dziecko mimo, że dość sprawnie rano zjadło, to stwierdziło, że po śniadaniu należy zmienić pampersa na jeszcze świeższego. W związku z nastąpionym opóźnieniem, ucieszyła się baba, że "dla dobra i komfortu" dziecka jeździ beemką mężowską (chociaż straszliwie tęskni za swoim brzydkim tłingiem) - popędziła z mocą 120 kucyków na Kato. Na miejscu okazało się, że kolejka w rejestracji wynosi osób 0, a po pochwaleniu paniom w okienku, obstrofowana została hasłem "niech pani nie kracze".
   Zaczyna się pielgrzymka.
Do ekg jedno dziecko. Podczas badania Tomasz Andrzej w świetnym nastroju bardzo chciałby pomóc pielęgniarce przyklejać-odklejać nalepki z drucikami elektrokardiogramu. Zauważyło jednak dziecko karuzelę nad głową i o dziwo znieruchomiało. Badanie zaliczono pozytywnie. Porozbierane, na golasa pozytywnie zaliczyło również ważenie. Uwaga! - 5950g! Ha! Jutro już musi być te magiczne 6 kilo! Tłusto, nie? I to nie przez pączki :]

Do kardiologa numerek dwa. Jacieżpierdzielę, w życiu tak szybko nie zostali tam obsłużeni. Żart. Dzieckowa pani doktor przyszła później, dlatego przepuścili jedną pacjentkę. Uradowała się jednak matka na widok ich pani doktor. Pani doktor natomiast z uśmiechem stwierdziła, że dziecko nie wygląda na niezadowolone - nogi w górze, uśmiech na twarzy i zamiast "dzień dobry" zrobiło "prrrr" śliniąc się i puszczając bańki. Bardzo Tomisław chętny był również do pomocy w badaniu jego serca, jednak czar, głos i uśmiech matuli zadziałał i dziecko uszczęśliwione, uśmiechnięte i zakochane gapiło się w jej oczy. Efekt badania matkę bardzo uszczęśliwił - przeciek międzykomorowy jakiś minimalny został, ale trzeba się go bardzo doszukać, a i jeszcze ma ze 3 miesiące żeby zniknąć. Prawa strona serca niepowiększona, kurczliwość prawidłowa. Zastawka prawa - trójdzielna - z niedomykalnością w stopniu pierwszym, zastawka lewa - mitralna - niedomykalność w stopniu drugim, nadal krwi relatywne mało się cofa, dziecko się nie męczy. Jest dobrze! A jeśli będzie tak nadal, to będzie jeszcze lepiej! Oby żadnych reoperacji nie musiało nigdy być!
Kolejny pączusiowy njus jest taki, że zredukowano dziecku leki - będzie brało tylko jeden, ale w minimalnie większej dawce.

   Radośnie też odwiedziło dziecko ciocię Edytę i przedszkole (tam to dopiero rozpusta, na rękach cały czas!). Pozdrawiamy ciocie/babcie przedszkolne! No i dziadka Ryśka! :]

   Z radości niepohamowanej matka z ojcem zjedli po 2 pączki, chociaż podobno są na diecie.