niedziela, 4 września 2016

Axkid Kidzone

   Dzisiaj o tym, dlaczego Magdalena wymyśliła sobie, że po kolejny fotelik dla Tomka pojedzie do Wrocławia i zapłaci za niego miljon piniendzy.
 
   Gdy Tomek się urodził nie mieliśmy do niego prawie nic, prócz pieluch i kilku ciuchów, które i tak okazały się o kilometr za duże. Wiedzy, jak obsługiwać dziecko też nie mieliśmy. Mieliśmy natomiast dziecko z chorym sercem i dodatkowym chromosomem. Aby wyjść ze szpitala fotelik pożyczyliśmy od szwagra. Mimo zapewnień męża mego, że wcale nie musimy kupować fotelika nowego, możemy w tym jeździć i w ogóle jest ok, uparłam się, żeby kupić nowy. Gdzieś tam kiedyś obiło mi się o uszy, że w używanych się nie jeździ, że Maxi Cosi to dobra firma, że ADAC bardzo ważny jest, że w biedrze fotelika się nie kupuje, a z wózków 3w1 fotelik możesz użyć lepiej jako bujadełko. No to kupiliśmy Maxi Cosi jakiś tam, bo miał ileś tam gwiazdek ADAC. I wcale nie był strasznie drogi. No ok. Lepszy taki, niż byle jaki za stówę, który pęknie podczas składania pałąka.
Kiedy dziecko zaczęło nam rosnąć, raz za razem przemknęło mi przez myśl, że niedługo trzeba będzie rozejrzeć się za nowym tronem dla księciunia. To "trzeba będzie" nastąpiło później niż myślałam, bo Tomik rośnie wolniej, a przybiera na wadze na wstecznym biegu. Więc rozejrzałam się ogólnikowo, zahaczyłam o stronę fotelik.info i dowiedziałam się, iż że polecają w miarę nawet akceptowalnej cenie znów Maxi Cosi (o ile można mówić o "akceptacji ceny" za bezpieczeństwo dziecka).
   Chwała niebiosom za to, że błądząc po internetach natrafiłam w otchłani sieci na blog Matki Prezesa. Matka owa udostępniła na fb wpis użytkownika "osiemgwiazdek". I dopiero oni mnie wyedukowali. Że jest coś takiego, jak foteliki RWF, że są bezpieczne, że dzieci mają, co zrobić z nogami. Że wcale ADAC nie jest taki dobry, a jest coś takiego jak Test Plus i firma "noname" Axkid. Szwedzka. A co szwedzkie, to dobre. Ikea w sumie też.
 
   Proszę Państwa, przedstawiam Wam nowy tron księcia Tomisława - Axkid Kidzone!
.
   O co chodzi z fotelikami tyłem do kierunku jazdy (RWF - Rear Way Facing)?
W skrócie o to, że są bezpieczniejsze. W przypadku zderzenia całą siłę uderzenia przejmuje fotelik - a nie głowa i kręgosłup dziecka. Patrząc na małego brzdąca skupiamy się raczej na "ochach i achach". Każdy wie, że małe dziecko jest delikatniejsze, że musi nauczyć się najpierw trzymać głowę, potem czworakować, siadać, stać, chodzić. Ach! No i co za radość, dziecko samo siedzi, chce się dźwigać, więc czas zmienić fotelik z orzeszka na "normalny", żeby móc usłyszeć "wreszcie będziesz wszystko widzieć". Nikt nie zwraca już uwagi na to, że budowa ciała dzieciaka różni się od dorosłego. Że głowa nadal większa i cięższa niż u nas.
http://www.rearfacing.co.uk/facts.php
Dziw bierze, że jeżdżąc na rowerze każdy szanujący się i obeznany rodzic pamięta o kasku na małą główkę, a jeśli chodzi o fotelik samochodowy, słyszy się "Tyłem? A po co? My jeździliśmy przodem i żyjemy!". No więc tyłem po to, żeby tę małą głowę i kręgosłup chronić. W przypadku nagłego hamowania dorosły zostaje szarpnięty i leci do przodu. Masz jeszcze jakiś tam refleks i spróbujesz się zatrzymać, głowa jakoś tam zostanie na miejscu. Z dziećmi jest tak, że ich mięśnie są jeszcze słabe - nie mylić z ogromem energii rozpierającej i dającej siłę napędową do biegania po domu/przedszkolu/dworze, skakania i krzyczenia wszędzie. Dopiero około 2 roku życia kręgosłup staje się sztywniejszy, mięśnie szyi trochę mocniejsze. No i głowa trochę się zmniejszyła w stosunku do reszty ciała. Nie zmienia to faktu, że w przypadku kolizji dziecko w foteliku montowanym przodem będzie siedziało nieruchomo jak autorka tekstu podczas zjazdu kolejką z Czantorii. Bo samochód szarpnie, a dziecko poleci bezwładnie do przodu razem z głową. To czy dziecko jest w stanie utrzymać głowę, wytrzymać siłę uderzenia, nie ma nic wspólnego z mocą mięśni. Kości dziecka są jeszcze miękkie, więc automatycznie klatka piersiowa nie chroni w pełni narządów wewnętrznych. No to mamy za jednym zamachem uraz kręgosłupa+narządów wewnętrznych.

Dzieci szwedzkie do 4 roku życia przewożone są tyłem do kierunku jazdy. Badania wykazały znaczne zmniejszenie liczby rannych i zabitych, ale także poważnych urazów niż w innych krajach.

Dlatego też między innymi (bo również dlatego, że urzekły mnie posty Pana Osiem Gwiazdek), że kardiochirurdzy uratowali mi dziecko przed pewną śmiercią i naprawili serce, dlategóż właśnie wydałam miljon piniendzy na fotelik RWF. Bo jeśli nic się przez następne 6 lat na drodze nam nie wydarzy - super. Ale jeśli istnieje chociaż namiastka zagrożenia, że niedzielny kierowca wjedzie mi w tyłek, albo młodzian z golfa wymusi mi pierwszeństwo, to nie będę sobie pluła w twarz. Że Tomek z chorym sercem i podrutowaną klatką i wiotkością mięśni będzie znów połamany/potłuczony/naprawiany (niepotrzebne skreślić), bo było mi szkoda 1000zł więcej na fotelik. 


http://www.rearfacing.co.uk/facts.php

Faktem jest, że zajmuje on więcej miejsca. Jego kosztem straciliśmy przedni fotel pasażera. No chyba, że ktoś lubi jazdę na przedniej szybie z kolanami pod brodą. Ale taki też mamy samochód. W innych autach jest możliwość zapięcia fotelika na środkowym miejscu tylnej kanapy, za kierowcą, bądź pasażerem, który będzie miał mniejszy komfort z jazdy, ale miejscówa zostanie. Trudno. Na razie Tomek jest jeszcze maksymalnie odchylony, żeby głowa podczas snu nie leciała mu na klatkę. Gdy jego główka będzie stabilniejsza fotelik coraz bardziej pójdzie "do góry" i zyskamy parę centymetrów żeby odchylić oparcie siedzenia. Co z nogami zrobimy jeszcze nie wiem. A może kiedyś kupimy vana i po problemie. Pan montażysta ośmiogwizdkowy jednakowoż bardzo się starał i chciał zrobić wszystko, żeby owy pasażerski fotel ocalić od nieużywania. Pod groźbą obsmarowania na blogu znalazł jakieś dwa centymetry zapasu jeszcze, ale na nic się one zdały. W sensie te dwa cm. Bo to bmw jest.

Faktem jest również cena takiego fotelika. Owszem powala. Ale i fotelik powala konkurencję swoją skutecznością. Więcej przeczytasz tutaj.

Następnym faktem jest ADAC. Najbardziej znany test (bo testów jest dużo). Im więcej gwiazdek tym "lepszy". Badają bezpieczeństwo, obsługę, jakość wykonania/utrzymania czystości i materiały z jakich fotelik wykonano. Teoretycznie punkt "utrzymanie w czystości" (czyli np. łatwość zdjęcia tapicerki do prania) nie powinien mieć większego wpływu na ocenę końcową. Ale jednak jakąś ma. Obniża lub podwyższa. Gdzie tu logika, jeśli chodzi o bezpieczeństwo? Jestem laikiem, może nie doczytałam. Ale jeśli wiem już, że przy uderzeniu szarpnie mną do przodu (i mniej więcej potrafię sobie to wyobrazić) to wiem, że leci mi głowa. Nie wiem natomiast co jest brane pod uwagę w tym punkcie bezpieczeństwa ADACa. Dokładne przyleganie pasów? Bardzo ważne! Ale co z tą głową latającą? Na moją blond łepetynę mijają się trochę z celem. Bo przecież siedzą w branży fotelikowej miljon lat i nikt tak dobrze nie wie, że tyłem bezpieczniej. Ale nie powiedzą tego głośno. Bo po co wtedy byłby potrzebny ADAC? W związku z tym, że nie satysfakcjonował on Szwedów, Szwedzi zrobili sobie swój własny test.
Test Plus. Rygorystyczny. Nie przeszedł go żaden z fotelików montowanych przodem. Test plus bada obciążenia działające na głowę i szyję dziecka. Warunkiem zaliczenia jest nieprzekroczenie nacisku na szyję, które grozi jej złamaniem (dla 3latka - 122kg). Testujących nie interesuje jakość tapicerki, a ochrona życia i zdrowia dziecka. Kryteria zostały określone dzięki współpracy ze specjalistami od bezpieczeństwa z Volvo. I test ten jest dobrowolny, każdy z producentów może do niego przystąpić. Tutaj znajdziecie listę tych wszystkich fotelików, które go zaliczyły. Komentarz dodatkowy zbędny.

Komentarz dodatkowy jest również zbędny do hasła "w markecie są foteliki po 300zł".

I tutaj jeszcze cytat od Pana Osiem Gwiazdek o co chodzi z tą głową:
Jeśli 75-kilowa osoba chce poczuć się ja roczne dziecko, zakłada na głowę dodatkowe 14 kilo. Zaczynacie już rozumieć, dlaczego każde szarpnięcie głowy jest zagrożeniem dla szyi dziecka? To dobrze.
Po co właściwie Szwedzi badają obciążenia szyi? Podczas wypadku wszystko i wszyscy znajdujący się w aucie poruszają się dokładnie z tą samą prędkością co auto w momencie uderzenia. Zapięcie dziecka w foteliku przodem do kierunku jazdy powoduje, że korpus jest trzymany pasami natomiast głowa bezwładnie leci do przodu i jedyne co ją trzyma to właśnie szyja dziecka. Co prawda jest ona dosyć elastyczna ale gwałtowne rozciągnięcie szyi więcej niż centymetr grozi zerwaniem kręgów i uszkodzeniem nerwów obsługujących całe ciało. Jeżeli siła będzie zbyt duża w najlepszym wypadku dziecko całe życie przejeździ na wózku. Kiepska perspektywa. Żeby było  bardziej dramatycznie to jeszcze w ostatniej części wypadku mózg uderza o ściany czaszki. Przy fotelu zamontowanym tyłem do kierunku jazdy, w momencie uderzenia głowa opiera się o skorupę fotela i w zasadzie nic się nie dzieje. Banalne, a niewiele osób to rozumie.
Nie będę powielać tekstów, to nie praca licencjacka. Wbrew obawom i narzekaniom - w fotelikach RWF dzieci radzą sobie z własnymi nogami i nie trzeba ich odkręcać na czas podróży. Są widoczne dla kierowcy. Widzą świat w oknie samochodu. Więcej o faktach i mitach dotyczących owych fotelików przeczytacie tutaj. Szczerze polecam ten tekst.
I jeszcze o historii fotelików - o proszę!

   Tomisław zadowolony. Rodzice też (chociaż mama trochę mniej, bo w razie czego musi jechać z tyłu, a choroba lokomocyjna daje o sobie znać natychmiast po zamknięciu drzwi).
Jestem przekonana, że to są najlepiej do tej pory wydane pieniądze.
Dziecko szczęśliwe i bezpieczne.

Osiem Gwiazdek - dziękujemy!

W razie błędów/byków/nieścisłości - proszę mnie uświadomić.











10 komentarzy:

  1. Kochani, fotelik super, jeden z dwóch modeli między którymi wybierałam, ale jeszcze jeden drobiazg do poprawy: lusterko powinno być zamontowane przy środkowym fotelu, aby w razie wypadku nie spowodowało obrażeń głowy małego pasażera (ostrzeżenie z opakowania takiegoż lusterka), a jak zdejmie się z niego folię to będzie o niebo lepiej widać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki! o folii kompletnie zapomnieliśmy :D a montaż na środku niestety odpada bo nie mamy tam zagłówka ;)

      Usuń
  2. Wiem że nie na temat ale twój synuś jest przepiękny! Nie mogę się napatrzeć na te oczka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. My tez zostalismy fanami osiemgwiazdek i axkida. Nasz dwulatek nie ma problemu z nogami w nim, a jest duzym chlopcem. Auto male- skoda fabia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! My mamy Axkid Rekid. Ale jeszcze jedna sprawa, wyciągnijcie proszę wycieraczkę spod nogi fotelika, by w razie "w" nie było poślizgu i fotelik nie stracił swojej pozycji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wycieraczka jest dźwignięta, noga fotelika opiera się na podłodze :)

      Usuń
  5. Do opadającej głowy polecam snoozo - mam ten sam fotelik i ta opaska rozwiązała problem

    OdpowiedzUsuń
  6. Na problem z opadającą głową to raczej nie domowe wynalazki a np. coś co ma testy i rekomendacje np. ADAC - ten co testuje foteliki. Zobacz Sandini SleepFix

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzis jechaliśmy na rehabilitację, Tomkowi sie przysnęlo, głowa nie opadła, więc nie mamy problemu. Na razie ;)

    OdpowiedzUsuń