niedziela, 8 listopada 2015

Beginning

A'Tomkowa historia rozpoczęła się równo rok temu. 

8 listopada 2014 roku, na trzeci miesiąc po ślubie zamiast kwiatka dostałam małe, tekturowe pudełko z bobasem na wierzchu. W sumie to dwa pudełka, bo musiałam się upewnić. Zawartość obu opakowań potwierdziła przypuszczenia. Bobas ze zdjęcia miał się stać realny. 

I teraz co, scena jak z filmów - wychodzę z uśmiechem z łazienki z testem (dwoma) w dłoni i rzucam się na szyję mężowi. On całuje mnie gorąco i przytula mocno. 
Nie. 
Byłam przerażona. 

Cały rok siedzi w mojej głowie jak album ze zdjęciami. Klatki filmowe. Akcja się toczy, tylko przerażenie i niepewność są pewnikiem. Mój poplanowany świat się rozsypał.

#1. W tym przypadku stwierdzenie, że poczekamy kilka tygodni z ogłoszeniem nowiny nie podziałało. Ogłoszenie wyników a'Tomkowego maratonu z płaczem i natychmiastowo drugiego dnia zostało oznajmione mamie i reszcie świata. 
I wszyscy pukali się w czoło widząc moją reakcję. 

#2. Kolejna klatka - przecież mam pracę! Muszę pracować i kropka. Do czerwca, maja ewentualnie. No przecież, jak to ogarnąć??! 

#3. A potem zaczęły się mdłości. (A tak się cieszyłam na karpia bożonarodzeniowego...)
Nawet wylądowałam na oddziale ginekologii: 
- Chyba coś zjadłam, bo już w nocy było mi źle. 
- To są objawy ciąży proszę pani! Co pani myślała, że wszyscy jedli, a zatruła się tylko pani?! 
Jadłam tylko ja. Tosty. O 9 wieczór. I jak się później okazało, tostów nie mogłam jeść do końca ciąży. I pić mleka. I jeść czosnkowych potraw. Nawet do słodkiego mnie nie ciągnęło. Za to coca cola z posolonym białym serem smakowała wybornie. I pistacje. I kaszki manne z biedronki. 

#4. Potwierdzając ciążę u ginekologa byłam już obczytana internetowo we wszystkich badaniach, które należy zrobić w ciąży, co wolno, a czego nie. 
- Bo panie doktorze, test PAPPA koniecznie muszę mieć zrobiony, bo to standard w Anglii jest. Poza tym, prenatalne i... 
- Spokojnie pani Magdo, wszystko zrobimy. 
No to zrobiliśmy. 
Pierwsze badanie prenatalne wyszło w porządku. Kość nosowa - obecna, przezierność karkowa - 1,8, przepływ żylny - hm... Wykres wskazuje, że jest dobrze, tylko sinusoida, która go wskazuje ma minimalnie za duży odstęp. Nie schodzi jednak poniżej osi, więc proszę się nie martwić. Zrobimy dla pewności test PAPPA. 
Wynik - ok. Tzn. niewiele rozumiałam z tych wszystkich cyferek. Jedyne, co zapamiętałam, to czerwony długopis lekarza tłumaczący mi wyniki i rysujący czerwone strzałki. O co chodzi? Że być może dziecko będzie mniejsze. Ale wiadomo, to są wyliczenia statystyczne. Generalnie - jeden wielki misz-masz, jest dobrze. 

#5. A w ogóle, to na 100% nam jeszcze nie powie, ale prawdopodobnie będzie to chłopiec. 
Chłopiec?! I co ja zrobię z chłopcem w domu?! Jak się chłopca ubiera? W co się z chłopcem bawi? Jakie chłopcy lubią zabawki? - zastanawiała się przedszkolanka...

#6. 2. marca awantura w gabinecie.
- L4.
- Nie! Jeszcze tydzień!
- L4 - i zwrot w kierunku Tita: - Pan pójdzie z nią do rejestracji, żeby nie nacyganiła.
Kapitulacja. Solidarność plemników.

#7. No i siedzę na tym L4, kwiatki sieję, pomidory, arbuzy nawet. Grządkę sobie wymyśliłam. A brzuch rośnie. Z Tomkiem na przedzie będę plewić później. 
Swoją drogą pomidorki były rewelacyjne. A arbuz ogarnął się jeden. Gdy był wielkości pomarańczy, po dwóch ulewach pękł i zeżarły go mrówki.

#8. Drugie prenatalne i pełne skupienie lekarza na usg. Później ogólny opis.
- Pójdziecie na dodatkowe badanie - echo serca. Ale nie przejmujcie się, bo może tam nic nie wyjdzie, ale skonsultować się warto. Może po prostu ja tego nie widzę u siebie na sprzęcie.
Pierwszy raz nie przejęłam się badaniem.
No przecież wszystko będzie dobrze.

#9. Udało się! W miarę szybki termin echa znaleźliśmy w Żorach. 7. kwietnia, zaraz po świętach. Za 300zł. A potem mieliśmy jechać pooglądać wózki.
Pani doktor - przecudowna. Miła, sympatyczna, spokojna, uśmiechnięta. Jedna z trzech najlepszych lekarzy w Polsce w tej dziedzinie. Po krótkim wstępie z czym przychodzimy zaczęła badanie. Naoglądaliśmy się tego Tomka z każdej strony.
- A lekarz na badaniu PAPPA rysował Wam jakieś strzałki, co one mają oznaczać? Mówił coś?
- Tyle, że dziecko może być mniejsze.
- To zapraszam. Narysuję Wam, prawidłowo zbudowane serduszko, a później Wasze.
Łuuup. Więc jednak coś wyszło. Tyle z nieprzejmowania się.
- ... tę wadę się operuje w pierwszym półroczu życia, przeważnie w 3 miesiącu. Ale niestety, bardzo często jest też skorelowana z zespołem Downa...
Łuuup. Co Ty kobieto do mnie mówisz?! Przecież tego miało nie być..!
- A jakie są szanse, że zespołu nie będzie? - pytam osłupiała. Jak widać, ważniejszy zespół, niż chore serce...
- 70-80% dzieci z tą wadą rodzi się również z trisomią 21. Macie dosyć mocne markery zD - krótsze kości ramienia i uda, spłaszczony profil twarzyczki...
No i wózków oglądać nie pojechaliśmy.
Pojechaliśmy do domu.
Ryczałam przez kolejne dwa miesiące.

#10. Zasugerowaną amniopunkcję, po załatwieniu skierowania zrobiliśmy 14. kwietnia w Rudzie Śląskiej. Stwierdziłam, że nie chcę łudzić się do lipca. Czekaliśmy na wyniki 3. tygodnie.
3. tygodnie przepłakane, choć z góry założyliśmy, że skoro trafiliśmy w kilka procent wad serca, dlaczego nie mielibyśmy trafić w 70% szans zespołu Downa?
Wynik amniopunkcji potwierdził trisomię 21.
Przepłakałam kolejne 3 tygodnie.

#11. Ogromnie bardzo pomógł Zakątek21.

#12. I dobrze, że mam mądrzejszego ode mnie męża. Tito ogarnął wszystko szybciej niż ja, nie rozpaczał. I przestrasznie ogromne miałam w nim wsparcie. W sumie to się zastanawiam, jak on ze mną wytrzymuje cały czas. :]
A wsparcie od wszystkich wkoło było. I od obcych ludzi. I jest nadal. I dziękuję za nie!

#13. Żeby było całkiem śmiesznie, rok wcześniej rozpoczęłam studia podyplomowe (wczesne wspomaganie, terapia, rewalidacja). Przed Wielkanocą mieliśmy praktyki w tyskim OWI. Była tam wtedy dziewczynka z zespołem. Były też inne dzieci. Z mniejszą, bądź większą niepełnosprawnością. Ale jakoś ona utkwiła mi w pamięci.

#14. Spasowałam z umartwianiem się pod koniec maja. Jakoś radości w tym ostatnim trymestrze ciąży nie było. I gdy postanowiłam to zmienić, pokompletować wyprawkę (głównie allegrowo) oraz dowiedzieć się czegokolwiek o macierzyństwie (w teorii) to 3. czerwca wysiadł internet na cały miesiąc.

#15. Nie zdążyłam się obkupić. Nie zdążyłam się niczego dowiedzieć. Nie zdążyłam przyszłemu tacie kupić prezentu na Dzień Ojca. Nie zdążyliśmy nawet dojechać 23. czerwca na ostatnie przed porodem echo serca.
Bo a'Tomek stwierdził, że koniecznie musi zobaczyć świat z drugiej strony brzucha. Właśnie w Dzień Taty. 

4 komentarze:

  1. Cześć A'Tomku :) Chętnie będę zaglądać i czytać co u Ciebie i twojej świetnej Mamusi słychać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękujemy, zapraszamy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja trafilam dopiero dzisiaj, dzień dobry i czytam od poczatku ☺

    OdpowiedzUsuń