niedziela, 22 października 2017

What's up!

   Kochani! 
  Jakiś tydzień temu chciałam napisać, że zaczynają, ale teraz już bardziej wypada mi napisać, że powoli kończą...

Nasza Fundacja - Zdążyć z Pomocą - ma już zaksięgowane na subkontach podopiecznych ok. 80% wpłat 1%.


Tajemnica szczęścia kryje się raczej w dawaniu go innym, niż w szukaniu dla siebie. 

J. Normand

Dziękujemy wszystkim, którzy zechcieli się z nami nim podzielić przy rozliczaniu się ze skarbówką. Dzięki tym środkom możemy zapewnić Tomisiowi o wiele więcej, niż bylibyśmy w stanie z naszych gołych wypłat. To dla nas naprawdę wiele znaczy!
"Wydawanie" tych pieniędzy polega na przesyłaniu do Fundacji opłaconych faktur za terapię, leki, suplementy, badania... (lub takich do zapłaty, jeśli firma/terapeuta wyrazi zgodę na poczekanie na zapłatę). Nie dostajemy tych pieniędzy do ręki, wszystko jest udokumentowane na subkoncie podopiecznego oraz obwarowane regulaminem. 

Bez darowizn 1% nie moglibyśmy pozwolić sobie na zajęcia u cioci Asi, która była naszą najpierwszą terapeutką z cudownym podejściem i uśmiechem na twarzy oraz w mikołowskim "Skarbie", gdzie ciocie doświadczenie mają wielkie jak Mont Blanc. Poza tymi dwoma miejscami, jeździmy jeszcze do tyskiego OREWu, w którym Tomek ćwiczy z fizjoterapeutą, psychologiem, pedagogiem i logopedą. Wydaje się, że to tylko trzy miejsca. Może aż trzy. Zawsze chciałoby się więcej, bo "może mu pomoże" lepiej się rozwijać. Ale bardzo łatwo można przedobrzyć, więc hamuję się w wymyślaniu mu coraz to nowych zajęć. Gdzieś z tyłu głowy marzy mi się regularna hipoterapia i powrót na basen. No i praca w domu Metodą Krakowską. Ale... czas. Leci u nas czas jak jakiś pociąg pospieszny. Dobra, żartuję, raczej TGV. Początek tygodnia, gonitwa-gonitwa-gonitwa i bum - piątek. Szczerze powiedziawszy nie wiem jaka jest data, żyję tylko z dnia na dzień. Spoglądam w kalendarz, co nas czeka nazajutrz - 1,2,5,10 terapia, na którą?, kto jedzie?, a w pracy coś mam? bo jak tak, to nie wiem, gdzie dać Tomka?... Bo  mąż mój pracuje codziennie na 14, żebyśmy mogli ogarnąć Tomisława. I jest to w cholerę męczące. Czasem w drzwiach się mijamy, a wieczorem już śpię. Poza tym, główny sprawca zamieszania jest cwany i kawał z niego ananasa. Z tatą w domu - robię co chcę, bawię się sam i mam wszystko w d. Aleeee jak tylko moja najukochańsza, najcudowniejsza i najwspanialsza mamunia wróci - nie ma zmiłuj! Nic nie może zrobić, a na komputer/czytanie/pisanie/zmywanie/kawę niech nawet nie spogląda! Jestem ja i liczę się tylko ja! Zalewa mnie oceanem miłości i wymaganiami pt. "patrz, rzuciłem piłkę!" - "wspaniale Tomisiu!" - "ejjj! patrz! wcale nie patrzyłaś!" itp. I nie oddala się na więcej niż pół metra.
nawet nie wiecie, ile w tym prawdy...
   Cwaniak, mówię Wam. Słuch ma wybiórczy. Doskonale wie, czego się od niego oczekuje, ale czasem jakby miał to w głębokim poważaniu ("dotknę ubikacji i jeszcze mamulkę zawołam, żeby to widziała! - a wie, że nie może i jeszcze pomacha palcem "ty, ty, ty!"). A jakby spróbować zapomnieć mu umyć zębów, to koniecznie przypomni. Że do kościoła jedziemy też pokaże. Dużo rozumie, mało potrafi powiedzieć, prawie nic, ale za to nadrabia pokazywaniem. Choć mowa ostatnimi czasy bardzo poszła do przodu - paple po swojemu, a na psa woła "ajaja", choć z psim "hau-hau" ma to niewiele wspólnego. Przeuwielbia śpiewanie (przedszkolne piosenki przerabiamy na bieżąco) - ostatnio na topie jest "Dziadek farmę miał" (i próby naśladowania odgłosów zwierząt) i "Koła autobusu kręcą się". Generalnie rzygamy tymi piosenkami już, ale cóż, czego się nie robi dla dziecka. A, no i zapisać musimy się chyba do biblioteki, bo książki to miłość przeogromna również jest. Wiele chciałby pokazać czy zrobić, ale mu nie wychodzi lub wychodzi całkiem pokracznie i śmiesznie, za co odpowiada obniżone napięcie mięśniowe (ma również ogrooomny wpływ na rozwój mowy) czy nadwrażliwość (dotykowa, słuchowa, oralna). Z tym walczymy od urodzenia. 
   Kiedyś stwierdziłabym, że "to straszne" mieć w domu dziecko w wieku 2 lat i 4 miesięcy, które nie chodzi, nie mówi i jest do tyłu. Ale cieszymy się z każdego małego postępu w jego rozwoju, który odkupiony jest mozolną pracą, a który zdrowemu dziecku przychodzi z łatwością (bo wiecie, że są cięższe choroby niż zD?...). Oczywiście każdy sukces czy porażka jest zależna od potencjału, wewnętrznych możliwości dziecka. Stymulowanie rozwoju mnogością terapii nic nie da, jeśli dziecko nie będzie w stanie ich przyswoić lub po prostu nie jest to jego czas (tak było z naszymi czworakami, odpuściliśmy ćwiczenie ich, a Tomek za jakąś chwilę przestał mi froterować podłogi brzuchem). Jednym z ostatnich postępów jest dreptanie przy trzymaniu za ręce. Oczywiście na czterech nogach jest szybciej i łatwiej, ale jak się mu powie, że idziemy na dwóch oglądać auta - ile sił! I generalnie można rozkładać się z kawą i podwieczorkiem na przystanku czy chodniku. Od piątku opanował wreszcie pchacz, który pół roku miał w głębokim poważaniu. My się cieszymy, cieszy się Tomek. No wesoło jest, jak się ma na co czekać - radujcie się i Wy z nami, bo również dzięki Wam Tomek ma szansę rozwijać się i robić małe-wielkie kroczki! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz