poniedziałek, 5 marca 2018

O terapiach Tomka słów kilka

   Po prawie 5 miesiącach obiecywania sobie "Dzisiaj siądę do bloga", wreszcie do niego usiadłam. Te miesiące nie były leniwe, leżące do góry brzuchem, wręcz przeciwnie. Po raz kolejny stwierdzam, że czas za szybko płynie, a życie pędzi galopem. Praca-dom-rehabilitacje. Niby nic, a jednak wieczorami pada się na nos i nie chce nawet ruszyć palcem. W moim przypadku niechęć do włączenia laptopa i tylko przelatywanie wiadomości na komórce - to już musiało być konkretne zmęczenie. 
Od dłuższego już czasu planuję pokrótce opisać tomisiowe zajęcia. Obecnie są to w większości terapie prywatne, choć cały czas jeździmy też to Punktu Wczesnej Interwencji przy OREWie w Tychach. Chciałabym okrasić ten post mnóstwem kolorowych, terapeutycznych zdjęć, jednak będzie ich niewiele. Tomek na zajęciach musi być beze mnie, w innym przypadku momentalnie zaczyna się wygłupiać, popisywać i nie współpracuje. Zdjęcia mojego autorstwa w tym przypadku są mizerne. 
Anyway - owocnego czytania. 

   ➽ Punkt Wczesnej Interwencji przy Ośrodku Rewalidacyjno-Edukacyjno-Wychowawczym w Tychach

   Zacznę od tego, dlaczego akurat Tychy - bo przecież mamy "swój" OWI w Mikołowie. W pierwszym poście wspomniałam, że w trakcie ciąży robiłam studia podyplomowe (wczesne wspomaganie rozwoju, terapia pedagogiczna, rewalidacja). "Przyda się w pracy", myślałam. Jak się okazało w połowie ciąży - przyda się w życiu. Szok był na tyle duży, że myślałam, że nie napiszę pracy zaliczeniowej, nie obronię się. Z pomocą kilku życzliwych osób, udało się (Bobo - jesteś wielka! :*). W każdym razie, odwiedziłam to miejsce w ramach zajęć praktycznych. Pierwsza myśl jaka wpadła mi do głowy - jak tu miło, przyjemnie i serdecznie. Druga - jakbym miała "takie" dziecko - chore, chciałabym, żeby tam uczęszczało na zajęcia. Po tygodniu od zajęć okazało się, że jest na to wielka szansa, a po miesiącu chciałam już rezerwować Tomkowi kolejkę do rehabilitacji.
   Zajęcia w Punkcie zaczęliśmy, gdy Tomek miał dopiero pół roku. Długa kolejka to główny powód, jednak po części było nam to na rękę - przed operacją serca na rehabilitację mieliśmy całkowity zakaz, potem 2 miesiące zrastania się mostka. Terminy więc cudownie się nam dopasowały.

- Terapia ruchowa NDT Bobath - ciocia Asia ze swoim podejściem zaczarowała Tomisia od pierwszych zajęć. Płakać płakał, bo przecież jak to, ktoś mnie trzyma za rękę, a ja chcę sobie nią pomachać. Wystarczyło jednak, że mama zaśpiewa fałszując lub też nie, a nagle mogą ze mną robić wszystko. I tak oto przez rok spotkania mijały nam mniej lub bardziej śpiewająco. Później nadszedł czas na odcięcie pępowiny i okazało się, że po pierwszych płaczach i lamentach, rehabilitacja może przebiegać jeszcze lepiej i sprawniej. Aktualnie nastąpiła "drobna" zmiana i Tom ćwiczy z ciocią Kasią, która próbuje na chwilę obecną uświadomić go, że posiada na wyposażeniu kolana, i że można, a nawet trzeba je zginać od czasu do czasu. Zajęcia prowadzone przez ciocię Kasię mogłam również obserwować na wcześniej wspomnianych praktykach. Gdy zapisywałam Tomka do Punktu miałam cichą nadzieję, że to z nią będzie ćwiczył. No cóż, spełniło się. Może to jest jakieś magiczne miejsce?

Pierwsza rehabilitacja









- Terapia logopedyczna - pierwsze, co zrobiła ciocia Gosia na zajęciach (za co ją od razu pokochałam), to "odkryła" dlaczego Tomkowi podczas picia z butelki lało się z buzi - kąsał  smoczek, zamiast go ssać. Szkoda, że nie spotkałam żadnego logopedy na szpitalnych korytarzach po narodzinach dziecka. Może uniknęlibyśmy niepotrzebnych nerwów i stresów związanych z karmieniem, może ktoś zwróciłby uwagę na to, dlaczego Tomek ma takie problemy z butelką. A tak, w 7 miesiącu uczyliśmy się ssać smoczek (z moim czarnowidztwem przewidywałam, że go nigdy tego nie nauczę). Od początku naszych spotkań dostajemy instrukcje i porady w sprawie prawidłowego karmienia, rady dotyczące odwrażliwiania i dowrażliwiania. Ostatnio niestety widujemy się bardzo rzadko, ze względu na dostępność godzin. Niestety specjaliści są oblegani, a godziny, które są nam proponowane często nam nie pasują. Jakakolwiek rehabilitacja odpada nam między 12 a 15, ponieważ książę ma wtedy swoją popołudniową drzemkę i jakość spotkań w tym czasie pozostawia wieeele do życzenia.




- Spotkania z psychologiem i pedagogiem specjalnym - tutaj też nam brakuje spotkań. Udaje się nam częściej spotkać z ciocią Karoliną, niż z ciocią Renią, pedagogiem. Psycholog po każdym spotkaniu chwali Tomka (jakie to jest ważne dla rodzica!), choćby za mały postęp. I za cwaniactwo ;)

po zajęciach z psychologiem - chyba się pomylił ;) 


   ➽ Zajęcia fizjoterapeutyczne z ciocią Asią (NDT Bobath)

   Ciocia Asia w zeszłe wakacje pogłębiła moją depresję - tyczącą się świadomości nieuchronnego nadejścia jesieni, a później zimy (zaczynam zawsze o tym myśleć już na początku lipca) - i oznajmiła, że "idzie na swoje". Po dwóch tygodniach lamentu postanowiłam, że nie pozbędzie się nas tak łatwo, o nie! W końcu "prowadzi" Tomka od początku, jak mogłaby teraz przestać?! Dlategóż też  spotykamy się z Asią co tydzień, we wtorki o stałej porze. Jeśli czasami do kogokolwiek innego miałby Tomisław (nawet lekki i chwilowy) opór przed pójściem na zajęcia, tak do cioci Asi mam wrażenie, że aż się wyrywa.





   ➽ Centrum Terapii i Rozwoju "Skarb" w Mikołowie 

   O tym wspaniałym miejscu pisałam już w zeszłym roku tutaj. Nadal podtrzymuję swoje stanowisko, że miejsce to jest pełne serdeczności, wsparcia, pomocy. Nadal pracują tam wspaniali specjaliści, którzy znają się na rzeczy. Nadal dzieją się tam niesamowite rzeczy, a dzieci mają szansę przeżyć odlotowe przygody na zajęciach kreatywnych.

- Terapia logopedyczna - poprosiłam ciocię Anię o to, by na jej zajęciach skupiła się głównie na masażu buzi (zewnątrz i wewnątrz), a następnie niech robi co chce ;) Żarty żartami, ale gdy zauważyłam, że w Tychach mamy ciężko z terminami do logopedy, zrządzenie losu sprawiło, że dziewczyny otworzyły "Skarb", a Tomek chyba jako pierwszy wykupił karnet na logopedię. Ciocia męczy więc masażami. Zewnętrzne już podobno całkiem fajnie wychodzą, wewnętrzne są nadal fuj i nie dotykaj mnie. W ruch idą śmieszne minki, zabawy dźwiękonaśladowcze i setka innych zajęć po to, aby go odwrażliwić, dowrażliwić, nauczyć gryźć, połykać i w sumie to jeść w ogóle.
Bo cóż, że dziecko głodne jest, kiedy trzeba się napracować, żeby łaskawie otworzyło buzię. Tata pasuje po czasie i zaczyna śpiewać, choć to ostatnio mało daje. Na topie za to u nas podczas jedzenia jest szczekanie. W części sporo mniejszej naśladowanie innych zwierząt. Natomiast jakiś progress jest, bo zauważyłam chęć do złapania za łyżeczkę i próby samodzielnego jedzenia. Kończy się to tak, że muszę pomóc ją trzymać, żeby z zupą trafić do paszczy. A jak już pomagam, to trzeba robić "juhuhu", "brawo", "wspaniale" i "hip hip hura" po zjedzeniu choćby łyżeczki. Dobrze, że chociaż (jakże pedagogiczny) szantaż i przekupstwo działa - czasem da się przekonać, że trzeba zjeść 2-3 łyżeczki, żeby mama robiła z siebie błazna.



- Zajęcia z ciocią Martyną - ciocia Martyna ma przykazane robić z Tomisławem wszystko ;) To tzw. terapia łączona, podczas której wykorzystywane są elementy kilku terapii. W przypadku Tomka to m.in. SI, Sala Doświadczania Świata, zajęcia ogólnorozwojowe z oligofrenopedagogiem. Po kilku wspólnych spotkaniach (równocześnie z Tychami) odcinaliśmy pępowinę i Tomek na zajęcia szedł sam. Oj musiała się ciotka jakiś czas naśpiewać, żeby chociaż 5 minut czegokolwiek wspólnie zrobić.
Jako że spotykają się już prawie rok, poprosiłam o krótką wiadomość zwrotną: jakie umiejętności czy wiadomości chce, by Tomek opanował, co mu wychodzi, co nie. Dostałam prawie elaborat.
Tomek jest chłopcem radosnym, chętnym do współpracy, ale i bardzo upartym.
Przeważnie chętnie uczestniczy w zajęciach, jest ciekawski, chętnie eksploruje przestrzeń. Odpowiednio motywowany (elementy metody behawioralnej) angażuje się w ćwiczenia i proponowane aktywności.
W chwili obecnej Tomasz chodzi z asekuracją osoby dorosłej, chętnie uczestniczy w
zabawach stymulujących stopy. Wykazuje za to nadwrażliwością dotykową w obrębie rąk. Poczynił jednak spore postępy w tym obszarze: maluje palcami, z niechęcią i rezerwą dotyka rożnych mas, jednakże przy zaangażowaniu prowadzącego po chwili przełamuje swoją niechęć i zaczyna dotykać, przekładać, manipulować masami. Chętnie uczestniczy w zabawach z zakresu terapii ręki: zabawa squeeze (wzmacnianie mięśni dłoni), klamerkami i innymi drobnymi przedmiotami, które maja na celu wymusić chwyt pęsetkowy). Lubi zabawy z zakresu integracji sensorycznej wykonywane na równoważni – wydaję się być wtedy bardzie skoncentrowany na wykonywanym zadaniu. Chętnie uczestniczy w zabawach muzyczno – ruchowych, w których wykonywany jest ruch poprzez naśladowanie (m.in. rozwój somatognozji – pokazuje samodzielnie najważniejsze części ciała). Próbuje dopasowywać elementy do otworów i wychodzi mu to coraz lepiej.
Potrafi wyróżnić figurę z tła, wskazuje na obrazku znane mu przedmioty, zwierzęta. Potrafi posegregować proste przedmioty ze względu na kolor przy porównaniu dwóch, rzadziej 3 i pytaniu: Gdzie jest taki sam? Przy czym rozróżnia kolor żółty i czerwony, często również niebieski.
Z figur geometrycznych bezbłędnie rozpoznaje koło.
Rozpoznaje głosy zwierząt domowych – potrafi je bezbłędnie wskazać na obrazku. Potrafi tez wskazać kierunek z jakiego dochodzą dźwięki.
Zdecydowanie chętniej i dłużej koncentruje się na czynnościach które lubi. Potrzebuje ciągłej motywacji i zmiany aktywności w czasie wykonywania różnego rodzaju zadań.
 
    Mamy tego trochę, a mam ochotę popełnić jeszcze godzinkę z ciocią Martyną, bo widzę, że te zajęcia naprawdę dużo mu dają. Dużo mogłabym z nim zrobić sama. Mogłabym, gdyby lord chciał współpracować, a nie zawsze tak jest, wręcz specjalnie oszukuje, że nie potrafi. Ostatnio najlepszą nauczycielką okazuje się babcia Marysia - 15 minut i dziecko umie coś nowego, nawet próbuje przełykać chleb. A na hasło "Idziesz do babci?" - natychmiast jest przy drzwiach. Na stałe mamy ustalone wtorki (ciocia Asia rano, "Skarb" po południu) i czwartki ("Skarb"), reszta w OREWie ustalana jest na bieżąco z miesiąca na miesiąc.
 
   Jak widać, Tomisław pracuje bez wytchnienia. Również, a może i głównie dzięki Wam i Waszemu 1%  podatku. Dziękujemy!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz