środa, 16 maja 2018

Pomarudzić czasem trzeba

   Jeszcze z dwa tygodnie temu, a trzy to już na pewno, ten post byłby w większości narzekający, marudzący i płaczący. Dzisiaj jest już odrobinę lepiej, chociaż te żałości gdzieś tam cały czas się czają. O jakie żałości może chodzić mając prawie wiecznie uśmiechnięte dziecko? Ano o nieszczęsne jedzenie i karmienie. I o dzikusowatość. Ale do rzeczy. 
   Tomisław we wrześniu zostanie przedszkolakiem. Miał do przedszkola trafić wcześniej, ale z pewnych powodów tak się nie stało. Może i dobrze, bo dopiero teraz zaczyna pewniej dreptać na nogach sam. O równowagę nadal musi walczyć z powietrzem, a jego sprawność motoryczna nie jest jakoś szalenie wysokich lotów, więc z przedszkolnego krzesełka pewnie by fruwał, o ile w ogóle by sam na nim usiadł. No więc, jak już zostanie tym przedszkolakiem to widzę dwa przeogromne problemy. 

Jedzenie. 
   Mamy sukcesy, bo zaczynamy jeść coraz mniej papkowato, mokro i słoiczkowo. Nadal muszę się nakombinować, jak mu przerobić "nasze" jedzenie, żeby poprzełykał. Pewnych rzeczy mu nie daję, inne próbuję zamienić. Szału nie ma, ale coś ruszyło. Chleb z dżemem się nam zdarza na śniadanie jeść (pokrojony w kostkę). A jak głupia zamiast się cieszyć, to marudzę, że z dżemem, a nie z szynką. Także no ;) 
Tomek wbrew wszelkim znakom na niebie i ziemi, nie jest  typowym niejadkiem. Jak na jego posturę zjada całkiem sporo (kiedy już mu się zdarzy otwierać paszczę). Przykładowo, kromka chleba z dżemem (bez skórek oczywiście) mu nie wystarcza i na dokładkę zjada pół kubeczka płatków owsianych (na gęsto, żadne tam samo mleko). Jajecznica z dwóch jajek i kromki chleba. Zupy zjada wszelakie, ale muszą być zmiksowane (kawałki są!) i najlepiej zagęszczone, żeby konkret był. Zresztą karmienie go samą "wodą" to mordęga, więc dla własnej wygody zagęszczam.
Menu jednak mamy ograniczone, choć posmakowałby wszystkiego - konsystencja głównym powodem. W szczególności nie mam pojęcia, co mu dawać... Hm, chciałam napisać na śniadanie, ale w sumie na każdy jeden posiłek. Jemy płatki owsiane, jaglane (mega plus, bo kiedyś były za grudkowate i pluł na potęgę), grysik (aaa tu to gładziutko, więc się zjada), jajka pod każdą postacią, chleb z dżemem. Jogurty i serki. Rozdziabane owoce, brokuły, kalafior, buraki, przemycona kapustka. Kluski, pierogi. Byle miękko i jakoś da się przełknąć. Dobre w tym wszystkim jest jedynie to, że słodyczy, czekoladek i innych ciastek się jako tako nie tyka, więc zęby mamy zdrowe ;) 
   Ten jakże duży sukces ma swój duży cień. Bardzo duży. Pierdzielnie wielki, rzekłabym. Gdy zaczęłam mu rozszerzać dietę, nie wiem dlaczego, (ale również dlatego, żeby zwracał uwagę na moją twarz+łyżeczkę) zaczęłam mu podśpiewywać. Ni z gruchy, ni z pietruchy nagle stwierdziłam, że może zaśpiewam mu "Mydełko Fa". Zjadał fajnie, jak nie katowałam go grudkami to jeszcze lepiej. W każdym razie, dziubol otwierał bez większych oporów, szczególnie jak był głodny. A w wieku 5 miesięcy zajadał całkiem konkretnego banana. Gdy miał około 8 miesięcy zaczęła się katorga. Zaczęliśmy chodzić do logopedy, co wiązało się z masażykami buzi - wewnętrznymi i zewnętrznymi. Jak te zewnętrzne jeszcze jakoś szły, choć szału nie było, to przy wewnętrznych właśnie szału dostawał. Spasowałam po kilku razach, na terapii (choć rzadko się wtedy odbywały) coś tam próbowano. I widocznie tego było za dużo. Od tego czasu, na widok łyżeczki buzia Tomisława jest idealnie zamknięta. Może być wściekle głodny i marudny - paszczy nie otworzy. 
Co mama zaczęła robić? Poszerzać repertuar piosenek. Przecież, jako pedagog stwierdziłam, że nie będę mu telewizora i bajek puszczać. Trochę ruszyło, zapominał się i dało się go nakarmić. Potem zaczął cwaniakować i domagać się konkretnie innej piosenki. I weź tu zrozum dziecko, które nie potrafi zwerbalizować czego chce, a chce konkretnie już teraz, jeśli nie to mnie zagłodzisz. I tak o to cwaniactwo Tomka zaczęło rosnąć w siłę. Lista utworów do śpiewania się rozrosła do tego stopnia, że już nie zwracam uwagi na to, co śpiewam i powstają remiksy. Przeszliśmy przez etap milczenia podczas jedzenia i czekania, aż łaskawie otworzy buzię (uda się może tak wcisnąć dwie łyżeczki). Kolejnym krokiem - jakże niepedagogicznym, także nie bierzcie przykładu - było postraszenie trąbką, której się boi. Wystarczyło ją pokazać i buzia jako tako się otwierała, żeby można było wcisnąć mikroskopijną porcję. Nie działało to jednak długo - i wcale nie chodzi tu o efekt odwrotny, że mnie straszą przy jedzeniu to już w ogóle nie będę jadł - tylko po prostu Tomisław zaczął mieć trąbkę centralnie w dupie. Wróciliśmy do śpiewania, chociaż w mocno okrojonych wersjach, tj. jedną zwrotkę dzielę na wyrazy i co wyraz - to łyżeczka. Nie zawsze się sprawdza. Czasem lecimy tylko z "Farmą McDonalda" i na okrągło zapętlamy jakieś 3 zwierzątka (w szczególności psa). I też podstępem, co drugie słowo łyżeczka. Albo trzeba opowiadać wierszyki z książeczek, które są na topie, ewentualnie rymowanki. Albo opowiadamy w koło macieju, żeby zagadać, "cóż to ten Tomek będzie dziś robił". 
To jest mordęga. Udręka. 
Męczy mnie to jego jedzenie przeokropnie. I co ciekawe, z tego powodu najczęściej ostatnio łapię załamkiGdy przychodzi pora jedzenia, mam skręt kiszek. No, ale z drugiej strony, mogę się cieszyć, że zjada chociażby chleb, a nie non stop kaszki i papki. I wierzcie, że przegłodzenie, głodzenie, zagłodzenie - zwał jak zwał - nie działa. Będzie chodził i jęczał, ale buzia będzie zamknięta... 
   I to jest pierwszy problem Tomka-przedszkolaka. Już to widzę, jak mu będą od września śpiewać do śniadania i prosić łaskawie, żeby otworzył buzię na obiad. Od drugiej strony - przedszkolnej - wiem przecież, że Tadki-niejadki w końcu zaczynają w przedszkolu jeść. Z doświadczenia wiem, że przedszkole działa cuda. Dokarmiać można w domu, ale niech mi go oduczą śpiewania do jedzenia, będę po nogach całować! 
A na przyszłość już wiem, że żadnemu kolejnemu dziecku nie zaśpiewam do jedzenia ani pół piosenki. 

Dzikus. 
   Nadwrażliwość słuchowa - płacz, krzyk, głośniejszy "inny" dźwięk. Od zawsze przeważnie z dorosłymi. Wszystkie terapie 1:1, ani grama dziecka. Kuzyna młodszego o miesiąc przestał się bać kilka miesięcy temu. Był płacz, jak go chciał choćby pogłaskać. Dzieci są ok, jak matka jest w pobliżu. Powoli zaczął je akceptować, nie wchodząc w relacje. Ale niechby tak, któreś wpadło na pomysł, żeby pobiegać i pokrzyczeć, albo naśladować odgłos samochodu strażackiego, czy czegokolwiek innego. I jeszcze niech mamy nie ma obok. Koniec świata. Płacz i zgrzytanie zębów. Uwiśnięty na cycku. 
No i serce się kraje, jak tu takiego dzidziusia zostawić na 5h wśród 20 wrzeszczących dzieciaków? - dylematy nauczycielki przedszkola ;)
Da radę? Da. Szoki we wrześniu przeżywają wszystkie maluchy (i ich rodzice). Ale strach jest. Głównie o tomisiowe serduszko + stres i płacz. Tyle przeszliśmy, przejdziemy i to. Będzie siedział i ryczał, aż zobaczy, że krzywda się mu nie dzieje. A przedszkola potrzebuje dla rozwoju, uspołecznienia (ileż można wisieć na mamie) i miliona innych pozytywów, którymi na pewno nie są choroby, które trzeba przejść w pierwszym roku przedszkola.
Jak nie my, to kto?
   Chociaż czasem wydaje mi się, że inne zespołowe dzieciaki są bardziej hmm... otwarte? Odważne? Że inne mogą wpaść z uśmiechem w grupę, zrobią bałaganu i z uśmiechem wracają do domu. A ten Tomek nasz taki bojączek. 
No ale. Twardym trza być, nie miętkim...

   Tyle z narzekania. Na chwilę obecną ;)
Żeby te jęki zrównoważyć, to pochwalimy się, że Tomisław coraz więcej drepcze sam. Oczywiście na czworakach szybciej, ale trasy podwórkowe przemierzamy na nogach, choć zawroty dupki cały czas się zdarzają. Nie poddaje się chłopak i zbiera się z ziemi szybko. W szczególności, jak się mu powie, że idziemy oglądać samochody. Bo wiecie, przy bramie można stać pół dnia i dziecka nie ma... Z wchodzeniem po schodach mamy ciężko, ale ćwiczymy i przynajmniej już zgina kolana ;) Odkrył natomiast, że spokojnie schodami w górę można się powspinać na czworakach. No i nie wiem czy mam się z tego tak do końca cieszyć ;) No i jak już na FB pisałam, przestał bać się piasku! Z tego to akurat wszyscy bardzo się radują :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz