A potem był październik i też piękna jesienna pogoda, ale była też operacja Tomisława i w sumie też wakacje ligockie.
Potem było chuchanie i dmuchanie na niego.
Potem listopad i kolejne odwiedziny na Ligo, bo dostał zapalenia oskrzeli.
Grudzień był pierwszym miesiącem bez choroby i szpitala.
Styczeń rozpoczęliśmy kolejnym zapaleniem oskrzeli, tym razem bez pobytu w szpitalu, jednak z wizytą na SORze.
Mam nadzieję, że luty mamy szansę skończyć bezchorobowo (chociaż jakieś furczenie w nosie słyszane ostatnio było).
Na pewno jednak po pół roku wielkich planów UDAŁO się! Udało się wyjechać na ułamek dnia! Szybka decyzja rano i zapakowaliśmy się do przeukochanego przez męża samochodu marki niemieckiej! Dziecko zasnęło prawie natychmiast, a my w drodze zastanawialiśmy się DOKĄD? Było tyle możliwości! W ogóle wyjechaliśmy! W przeciwnym kierunku niż Katowice i Tychy! WOW! No i kombinujemy: Ustroń-Cieszyn-Ustroń-Cieszyn? Ustroń. A może jednak Cieszyn? Ok. Nie, może raczej Ustroń. Dobra, Cieszyn.
Meksykańska knajpa zaliczona być musiała, więc po kolejnym spacerze już była otwarta. Słodkie na deser musiało być. "Marlenka" smakowała wybornie, na burito i sałatkę taco miejsca nie było po obiedzie. Na odchodne dowiedzieliśmy się, że knajpa czynna będzie tylko do końca marca. Koniec świata. Więc jeśli będziecie w marcu w Cieszynie to koniecznie tam zajrzyjcie, póki jeszcze czas!
Na koniec szybka wizyta u cioci i dziadków.
Pojadłem, popiłem, można wrócić do domu.
Dobry reset nie jest zły.
Super. Życzymy więcej takich wypadów.
OdpowiedzUsuńSuper. Życzymy więcej takich wypadów.
OdpowiedzUsuńnooo przydają się :)
OdpowiedzUsuń